[odsłon: 1959] |
Głód Alkoholowy
- pierwsze starcie
Tekst napisany: 14 lipiec 2017...
Pół roku abstynencji...
Data publikacji: 01 grudzień 2022...
ponad 5 lat później...
Oddaje Wam moi dordzy, moją osobistą historię. Długo mineło zanim zdecydowałem się "wyjąć ją z szuflady". Dlaczego? Sam do końca nie wiem, choć myślę, że tak miało być. Historia jest autentyczna. Jest opisem tego co się ze mną działo, jak odczuwałem i przeżywałem głód alkoholowy. Myślę, że może to komuś pomóc. Szczególnie, drogi czytelniku - jeśli jesteś na początku swojego szlaku trzeźwienia.
lipiec, 2017 - refleksja...
Ostatnimi czasy chodziło mi po głowie rozważanie. Jak dochodzi do zapicia u alkoholika, który jednak idzie swoją drogą ku trzeźwości.
U osoby która przejawia swoim zachowaniem, tokiem rozumowania oraz swoja postawą taką wewnętrzną motywację i chęć niepicia. Zastanawiało mnie to ponieważ większa część moich znajomych, którzy skończyli razem ze mną terapię sięgała z powrotem po alkohol.
Mówię tu o ludziach, którzy naprawdę dostrzegli w sobie chorobę alkoholową i zdecydowali się z nią walczyć.
Mówię o ludziach – dzięki którym ja sam zacząłem dostrzegać że moje życie kręciło się w około alkoholu.
Mówię o ludziach którzy, przy stanach moich pierwszych głodów alkoholowych pomogli mi.
Wsparli mnie, wytłumaczyli – pokazali jak zwalczyć głód. Moje refleksje – zakończył dzisiejszy dzień. I sytuacja która mi się zdarzyła. Posłuchajcie...
Był czwartek. Pierwsza zmiana w pracy zleciała jak co dzień. Choć muszę przyznać że byłem nawet zadowolony – ponieważ wszystko co zaplanowałem na ten dzień odnośnie pracy zawodowej,
udało się wykonać. To uczucie nastroiło mnie pozytywnie do reszty dnia. Żona z dzieckiem dzień wcześniej pojechała w odwiedziny do rodziców – miała wolne i postanowiła
skorzystać z okazji oraz załatwić kilka swoich spraw. Ja miałem dołączyć do nich nazajutrz – po swojej pracy. Tak jak napisałem powyżej, humor mi dopisywał – lubię to uczucie
gdy wszystko jest domknięte i pod kontrolą. Czuję wtedy spokój i równowagę. Ale mniejsza o to. Wróciłem do domu, przebrałem się, włączyłem komputer.
Z głośników wydobyła się ulubiona muzyka. W sumie miałem zaplanowanych kilka prac w domu, ale nie spieszyłem się zbytnio z ich realizacją.
Usiadłem wygodnie w fotelu i postanowiłem chwilkę odetchnąć. Nagle niewiadomo skąd przyszła mi do głowy myśl. A może piwo? Ta myśl była tak silna, oraz tak impulsowa,
jakby ktoś stał za fotelem i mi szeptaną ją prosto do ucha. Sam do siebie odpowiedziałem z ironicznym uśmiechem na twarzy. Nie Pije! Po krótkiej chwili nastąpił natłok myśli,
a raczej taka forma wewnętrznej rozmowy. Po jedne stronie byłem ja – po drugiej również chyba też ja, tylko z tą różnicą że to „ja” było z okresu kiedy piłem. Tak to sobie teraz tłumacze.
Ponieważ nie umiem, tego inaczej wytłumaczyć. Nawiązał się dialog. Piwo, może piwo. Usłyszałem w głowie. Natychmiast odpowiedziałem.
Nie – nie chcę. Jutro do pracy na rano – bramka z alkomatem przy wejściu. Po co mi ten stres. A po za tym – alkohol mi nie służy.
Wiem że na jednym się nie skończy. Po chwili przyszła następna myśl. Ale popatrz. Sam w domu – nikt nie widzi. Wszystko masz poukładane.
Pod kontrolą. Kasa jest, czas na piwo też – przecież do rana Cię puści. Siądziesz jak kiedyś przed kompem. Piwko, youtube i kompletny chillout.
Już zapomniałeś jak to jest. Nastała cisza. Poczułem się jak bym rozważał propozycję „starego kolegi”. Odpowiedziałem sobie. Nie – to bez sensu.
Nie wiem ile wypije i nie będę ryzykował. Usłyszałem natychmiastową odpowiedź. No stary. Kto jak kto – ale Ty nie wiesz co robić?
Dzwoń do kierownika i poproś o urlop. Powiedź że coś Ci wypadło. Skłamiesz – przecież umiesz. Zakombinuj tak żeby było dobrze.
Pomyślałem – to może być myśl. Ale znam kierownika będzie cisną żebym się zjawił w pracy. Nagle wpadł mi pomysł do głowy.
Przełożyć sobie pracę z pierwszej zmiany na trzecią. Przecież mam takie możliwości. Nie poproszę o urlop – ale o przełożenie zmiany. Nie stracę dniówki – a spokojnie zyskam czas. To ma sens.
Ale z drugiej strony. Żona – umówiłem się. Jak pójdę na trzecią zmianę to nie pojadę do nich. Będę musiał skłamać. Że to kierownik mi awaryjnie przełożył zmianę na trzecią. Pomyślałem. Stop.
Kreuje sobie drogę do napicia się. Znowu zaczyna się kombinowanie, kłamstwa i oszukiwanie. Po co się pytam! Nie chcę tak. Zamanifestowałem sam przed sobą. Spokojnie. Usłyszałem w głowie.
Ogarniesz wszystko. Idź tylko do sklepu. Już zapomniałeś jak fantastycznie smakuje schłodzone piwo. Kup te lepsze. Stać Cię teraz. Tylko nie po jedno – po co masz łazić w te i z powrotem.
Plecaczek i sześciopaczek. Usłyszałem dobrze znane mi hasło, którego no nie powiem – sam byłem autorem. Chwyciłem telefon do ręki. Zacząłem szukać numer do kierownika.
Przed samym wybraniem numeru chwilkę się wstrzymałem. Pomyślałem. Co ja wyprawiam. W etui do telefonu, w przegródce mam schowaną mała wizytówkę.
Na jej odwrocie jest wydrukowana modlitwa o pogodę ducha. Wyjąłem ja i przeczytałem. „Boże użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości abym odróżniał jedno od drugiego”. Zawstydziłem się. Pomyślałem. Ewidentnie ciągnie mnie do napicia.
Ale to nie jest głód. Mam wiedzę na ten temat. Nie mam objawów głodu alkoholowego. Nie czuję tego napięcia. W głowie usłyszałem. Do sklepu i pijemy! Raz!
Poczułem jak bym sobie sam wydał polecenie. Rozkaz. O nie kolego. Tak nie będziemy grać. Odpowiedziałem. Nagle niewiadomo skąd poczułem bardzo szybko narastające napięcie w ciele.
Tak jak by ktoś nagle otworzył jakiś zawór i wpuścił do obiegu wszystko to co we mnie najgorsze. Usłyszałem. No to nie idź.
Masz wszelakie predyspozycje aby sobie „popiwkować” – a Ty jak ten głąb nie korzystasz! Ta myśl była wypowiedziana z takim tonem oraz siłą że poczułem się jakby ktoś na mnie nawrzeszczał.
Poczułem lęk. Poczułem taki żali, który wyprzedzała myśl. Co ja powiem wszystkim teraz? Jak ja spojrzę sobie jutro w twarz. Pomyślałem.
Przez całe dotychczasowe życie, kłamałem oszukiwałem, głównie sam siebie. Od kilku miesięcy podjąłem decyzję. Nie piję! Nie chcę tak żyć dalej.
I co mam znowu oszukać się sam przed sobą? Już popij wodą całą resztę. Ale sam przed sobą. Czy to tak ma wyglądać dalej? Odpowiedź przyszła szybko.
Usłyszałem. Kolego. Czego się oszukujesz. I tak się napijesz! To ma tak wyglądać! Tak masz funkcjonować! Najważniejszy jesteś Ty! Na trzeźwo jesteś słaby.
Nie masz pomysłów. Nie umiesz inaczej! Z każdą minutą czułem się słabszy. Czułem że kapituluje. Czułem się jak na Corridzie. Argumenty mego „starego ja” działały na mnie niczym torreador.
Ja byłem bykiem. Niby silniejszy a jednak, z góry skazany na przegraną. Pomyślałem. Nie chcę się tak męczyć. Nie chcę przy każdej próbie argumentacji moich myśli obrywać i pogłębiać walkę.
Usłyszałem ponownie. To leć po piwko i się napij. Przecież to jedyne rozwiązanie. Już nie pamiętasz jak to pomagało na wszystko. Leć.
Telefon który trzymałem przez cały czas w ręce wyświetlił niski poziom baterii. Odłożyłem go – podłączyłem pod ładowarkę. Pomyślałem. To co - pijemy?
Zdenerwowanie cała sytuacją cały czas gromadziło we mnie napięcie. Ale przecież odrzuciłem możliwość wystąpienia u mnie głodu, nie było wyzwalaczy, zmian w zachowaniu itp.
Nagle zrozumiałem że to błędne rozumowanie. Wcześnie odczuwałem głód idealnie z definicji książkowej. Faza po fazie. Zrozumiałem że to co czuję teraz i to co myślę to już ostatni etap głodu.
Moja podświadomość, mój „stary kolega z okresu pijaństwa” podszedł mnie. Nigdy wcześniej nie czułem takiego parcia, takiej wymuszonej potrzeby wypicia alkoholu.
Wstałem z fotela i położyłem się na łóżku. Czułem jakby ktoś mi w głowę wbijał szpilki. Każda myśl która do mnie docierała – argumentowała potrzebę napicia się.
Leżałem i czułem się jakbym sam się ze sobą bił. Słyszałem słowa w głowie. Lecz to już nie były słowa. To był krzyk. Ty nie masz silnej woli. Pij! Musisz się napić!
Nie wytrzymasz tak dłużej! Co do końca życia będziesz się tak tłukł? Nie umiesz inaczej! Już nie pamiętasz swojego hasła: Piwo – to moje paliwo!? Wszystkie siły,
cała moja energia znikła. Zostało tylko ciało i myśl. Czułem, że moja wewnętrzna kapitulacja jest blisko. Że napięcie, do jakiego się doprowadziłem rozważając sam ze sobą złamie mój opór.
Wziąłem głęboki wdech. Pomyślałem w duchu. Nie mam siły. Zamknąłem oczy. W myślach zacząłem szukać. Czy jest jakiś sposób! Inny niż alkohol by to zatrzymać.
Myśli o napiciu się i alkoholu stawały się nie do wytrzymania. I tu mnie tknęło. Właśnie myśl o mocy, sile alkoholu. Przypomniałem sobie treść pierwszego kroku.
„Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Zrozumiałem – nie wygram tej walki.
Czym bardziej będę wnikał i próbował „walczyć” z głodem, z myślami o napiciu się, czym bardziej będę starał się podejmować dyskusję ze „swoim stary ja” – tym pogłębię natężenie.
Pomyślałem. Tak jestem bezsilny. Wiem że nie dam rady. Nie walczę. Argumentuj sobie. Przekonuj. Lecz ja już na nic nie odpowiem. Trwało to może jakieś 30 minut.
Myśli w mojej głowie przychodziły nadal. Ale ja, ten „ja teraz – niepijący” mimo naprężenia, coraz bardziej zacząłem odczuwać spokój. Taką harmonię.
W głowie miałem jedno – nie odpowiadaj. Nie wygrasz – nie odpowiadaj. Fizycznie całe zajście tak mnie wyczerpało że nie miałem siły się ruszyć.
Czułem się jakbym pół dnia pracował ciężko na łopacie. Zacząłem usypiać. W sumie nie czekałem długo. Zasnąłem. Zbudziłem się 6 godzin później.
Jak wstałem. Napięcie trwało. Ale było o wiele mniejsze niż wcześniej. Czułem ból głowy, suchość w ustach, chwilowe rozkojarzenie faktów.
To był „suchy kac”. Sześć godzi wcześniej napiłem się na sucho. Napiłem się sam ze sobą – pomyślałem. Usiadłem. Próbowałem dojść co mogło wywołać głód.
Co było wyzwalaczem. Odpowiedź znalazłem szybko. Cała sytuacja. Ja sam w domu, poukładane sprawy. Przygotowałem sobie podświadomie podłoże do napicia się.
Teraz to zrozumiałem. Resztki napięcia w organizmie opadły. Kapitulując wygrałem. Zrozumiałem jak działa ten mechanizm.
Dziś odpowiadając sobie na pytanie z początku artykułu, wiem jak najprościej przegrać walkę z chęcią wypicia.
Im będę dłużej walczył tym przegrana jest bliżej. Im bardziej będę nakręcał myśli i starał się je argumentować
tym bardziej będę toną w „pijanym” myśleniu i przegram. Być może inni tego nie zrozumieli. Zapętlili się w walce i polegli.
Nie mi to oceniać. Mi pomogło dogłębne zrozumienie pierwszego kroku, a dokładnie pierwszej jego części: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu...”
Co daje Wasza pomoc i wsparcie ?? |
Dzięki Waszemu dobrowolnemu wsparciu jesteśmy w sieci , na Twojeje komórce, na Twoim tablecie czy na komputerze. Każda wpłata, za którą z góry serdecznie dziękuję - to także Twoja cegiełka w budowaniu trzeźwego stylu i sposobu życia.
Dzięki wpłatom...
• nie ma na stronie rozpraszających reklam , jest treść, która jest i ma być łatwo dostępna,
• powstają nowe działy np. "Na małym ekranie" czy "Znalezisko",
• cały materiał na stronie jest darmowy , w imię zasady "darmo wziąłeś, darmo oddaj"