Głód alkoholowy
krótka historia + wnioski
Odsłon: 106
dodano:17 lipiec 2017
Tekst napisany: 14 lipiec 2017... - miałe pół roku abstynencji... Data publikacji:ponad 5 lat później...
Oddaje Wam moi dordzy, moją osobistą historię. Długo mineło zanim zdecydowałem się "wyjąć ją z szuflady". Dlaczego? Sam do końca nie wiem, choć myślę, że tak miało być. Historia jest autentyczna. Jest opisem tego co się ze mną działo, jak odczuwałem i przeżywałem głód alkoholowy. Myślę, że może to komuś pomóc. Szczególnie, drogi czytelniku - jeśli jesteś na początku swojego szlaku trzeźwienia.
Ostatnimi czasy chodziło mi po głowie rozważanie. Jak dochodzi do zapicia u alkoholika, który jednak idzie swoją drogą ku trzeźwości. U osoby która przejawia swoim zachowaniem, tokiem rozumowania oraz swoja postawą taką wewnętrzną motywację i chęć niepicia. Zastanawiało mnie to ponieważ większa część moich znajomych, którzy skończyli razem ze mną terapię sięgała z powrotem po alkohol. Mówię tu o ludziach, którzy naprawdę dostrzegli w sobie chorobę alkoholową i zdecydowali się z nią walczyć. Mówię o ludziach – dzięki którym ja sam zacząłem dostrzegać że moje życie kręciło się w około alkoholu. Mówię o ludziach którzy, przy stanach moich pierwszych głodów alkoholowych pomogli mi. Wsparli mnie, wytłumaczyli – pokazali jak zwalczyć głód. Moje refleksje – zakończył dzisiejszy dzień. I sytuacja którą przeyżyłem. Posłuchajcie...
Był czwartek. Pierwsza zmiana w pracy zleciała jak co dzień. Choć muszę przyznać że byłem nawet zadowolony – ponieważ wszystko co zaplanowałem na ten dzień odnośnie pracy zawodowej, udało się wykonać. To uczucie nastroiło mnie pozytywnie do reszty dnia. Żona z dzieckiem dzień wcześniej pojechała w odwiedziny do rodziców – miała wolne i postanowiła skorzystać z okazji oraz załatwić kilka swoich spraw. Ja miałem dołączyć do nich nazajutrz – po swojej pracy. Tak jak napisałem powyżej, humor mi dopisywał – lubię to uczucie gdy wszystko jest domknięte i pod kontrolą. Czuję wtedy spokój i równowagę. Ale mniejsza o to. Wróciłem do domu, przebrałem się, włączyłem komputer. Z głośników wydobyła się ulubiona muzyka. W sumie miałem zaplanowanych kilka prac w domu, ale nie spieszyłem się zbytnio z ich realizacją. Usiadłem wygodnie w fotelu i postanowiłem chwilkę odetchnąć. Nagle niewiadomo skąd przyszła mi do głowy myśl. A może piwo? Ta myśl była tak silna, oraz tak impulsowa, jakby ktoś stał za fotelem i mi szeptaną ją prosto do ucha. Sam do siebie odpowiedziałem z ironicznym uśmiechem na twarzy. Nie Pije! Po krótkiej chwili nastąpił natłok myśli, a raczej taka forma wewnętrznej rozmowy. Po jedne stronie byłem ja – po drugiej również chyba też ja, tylko z tą różnicą że to „ja” było z okresu kiedy piłem. Tak to sobie teraz tłumacze. Ponieważ nie umiem, tego inaczej wytłumaczyć. Nawiązał się dialog. Piwo, może piwo. Usłyszałem w głowie. Natychmiast odpowiedziałem. Nie – nie chcę. Jutro do pracy na rano – bramka z alkomatem przy wejściu. Po co mi ten stres. A po za tym – alkohol mi nie służy. Wiem że na jednym się nie skończy. Po chwili przyszła następna myśl. Ale popatrz. Sam w domu – nikt nie widzi. Wszystko masz poukładane. Pod kontrolą. Kasa jest, czas na piwo też – przecież do rana Cię puści. Siądziesz jak kiedyś przed kompem. Piwko, youtube i kompletny chillout. Już zapomniałeś jak to jest? Nastała cisza. Poczułem się jak bym rozważał propozycję „starego kolegi”. Odpowiedziałem sobie. Nie – to bez sensu. Nie wiem ile wypije i nie będę ryzykował. Usłyszałem natychmiastową odpowiedź. No stary. Kto jak kto – ale Ty nie wiesz co robić? Dzwoń do kierownika i poproś o urlop. Powiedź że coś Ci wypadło. Skłamiesz – przecież umiesz. Zakombinuj tak żeby było dobrze. Pomyślałem – to może być myśl. Ale znam kierownika będzie "cisną" żebym się zjawił w pracy. Nagle wpadł mi pomysł do głowy. Przełożyć sobie pracę z pierwszej zmiany na trzecią. Przecież mam takie możliwości. Nie poproszę o urlop – ale o przełożenie zmiany. Nie stracę dniówki – a spokojnie zyskam czas. To ma sens. Ale z drugiej strony. Żona – umówiłem się. Jak pójdę na trzecią zmianę to nie pojadę do nich. Będę musiał skłamać. Że to kierownik mi awaryjnie przełożył zmianę na trzecią. Pomyślałem. Stop. Kreuje sobie drogę do napicia się. Znowu zaczyna się kombinowanie, kłamstwa i oszukiwanie. Po co mi to! Zamanifestowałem sam przed sobą. Nie chcę tak. Spokojnie. Usłyszałem w głowie. Ogarniesz wszystko. Idź tylko do sklepu. Już zapomniałeś jak fantastycznie smakuje schłodzone piwo. Kup te lepsze. Stać Cię teraz. Tylko nie po jedno – po co masz łazić w te i z powrotem. Plecaczek i sześciopaczek. Usłyszałem dobrze znane mi hasło, którego no nie powiem – sam byłem autorem. Chwyciłem telefon do ręki. Zacząłem szukać numer do kierownika. Przed samym wybraniem numeru chwilkę się wstrzymałem. Pomyślałem. Co ja wyprawiam. W etui do telefonu, w przegródce mam schowaną mała wizytówkę. Na jej odwrocie jest wydrukowana modlitwa o pogodę ducha. Wyjąłem ja i przeczytałem. „Boże użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości abym odróżniał jedno od drugiego”. Zawstydziłem się. Pomyślałem. Ewidentnie ciągnie mnie do napicia. Ale to nie jest głód. Mam wiedzę na ten temat. Nie mam objawów głodu alkoholowego. Nie czuję tego napięcia. W głowie usłyszałem. Do sklepu i pijemy! Raz! Poczułem jak bym sobie sam wydał polecenie. Rozkaz. O nie kolego. Tak nie będziemy grać. Odpowiedziałem. Nagle niewiadomo skąd poczułem bardzo szybko narastające napięcie w ciele. Tak jak by ktoś nagle otworzył jakiś zawór i wpuścił do obiegu wszystko to co we mnie najgorsze. Usłyszałem. No to nie idź. Masz wszelakie predyspozycje aby sobie „popiwkować” – a Ty jak ten głąb nie korzystasz! Ta myśl była wypowiedziana z takim tonem oraz siłą że poczułem się jakby ktoś na mnie nawrzeszczał. Poczułem lęk. Poczułem taki żali, który wyprzedzała myśl. Co ja powiem wszystkim teraz? Jak ja spojrzę sobie jutro w twarz. Pomyślałem. Przez całe dotychczasowe życie, kłamałem oszukiwałem, głównie sam siebie. Od kilku miesięcy podjąłem decyzję. Nie piję! Nie chcę tak żyć dalej. I co mam znowu oszukać się sam przed sobą? Już popij wodą całą resztę. Ale sam przed sobą. Czy to tak ma wyglądać dalej? Odpowiedź przyszła szybko. Usłyszałem. Kolego. Czego się oszukujesz. I tak się napijesz! To ma tak wyglądać! Tak masz funkcjonować! Najważniejszy jesteś Ty! Na trzeźwo jesteś słaby. Nie masz pomysłów. Nie umiesz inaczej! Z każdą minutą czułem się słabszy. Czułem że kapituluje. Czułem się jak na Corridzie. Argumenty mego „starego ja” działały na mnie niczym torreador. Ja byłem bykiem. Niby silniejszy a jednak, z góry skazany na przegraną. Pomyślałem. Nie chcę się tak męczyć. Nie chcę przy każdej próbie argumentacji moich myśli obrywać i pogłębiać walkę. Usłyszałem ponownie. To leć po piwko i się napij. Przecież to jedyne rozwiązanie. Już nie pamiętasz jak to pomagało na wszystko. Leć. Telefon który trzymałem przez cały czas w ręce wyświetlił niski poziom baterii. Odłożyłem go – podłączyłem pod ładowarkę. Pomyślałem. To co - pijemy? Zdenerwowanie cała sytuacją cały czas gromadziło we mnie napięcie. Ale przecież odrzuciłem możliwość wystąpienia u mnie głodu, nie było wyzwalaczy, zmian w zachowaniu itp. Nagle zrozumiałem że to błędne rozumowanie. Wcześnie odczuwałem głód idealnie z definicji książkowej. Faza po fazie. Zrozumiałem że to co czuję teraz i to co myślę to już ostatni etap głodu. Moja podświadomość, mój „stary kolega z okresu pijaństwa” podszedł mnie. Nigdy wcześniej nie czułem takiego parcia, takiej wymuszonej potrzeby wypicia alkoholu. Wstałem z fotela i położyłem się na łóżku. Czułem jakby ktoś mi w głowę wbijał szpilki. Każda myśl która do mnie docierała – argumentowała potrzebę napicia się. Leżałem i czułem się jakbym sam się ze sobą bił. Słyszałem słowa w głowie. Lecz to już nie były słowa. To był krzyk. Ty nie masz silnej woli. Pij! Musisz się napić! Nie wytrzymasz tak dłużej! Co do końca życia będziesz się tak tłukł? Nie umiesz inaczej! Już nie pamiętasz swojego hasła: Piwo – to moje paliwo!? Wszystkie siły, cała moja energia znikła. Zostało tylko ciało i myśl. Czułem, że moja wewnętrzna kapitulacja jest blisko. Że napięcie, do jakiego się doprowadziłem, złamie mój opór. Wziąłem głęboki wdech. Pomyślałem w duchu. Nie mam siły. Zamknąłem oczy. W myślach zacząłem szukać. Czy jest jakiś sposób! Inny niż alkohol by to. co się ze mnązdieje zatrzymać. Myśli o napiciu się alkoholu stawały się nie do wytrzymania. Siła z jaką wtłaczane były myśli do mojej głowy "o napicu się alkoholu" była dla mnie niezrozumiała. Przerażało mnie to, że z każdą sekundą staję się coraz bardziej bezsilny i nic z tym nie mogę zrobić. W tym właśnie momencie, nie wiem skąd, w głowie zatrzymałem się na słowie "bezsilny". Przypomniałem sobie jak pewne osoby, które poznałem na terapii, tłumaczyli mi niedawno tą kwestie. W ułamku sekundy przypomniałem sobie także, wypowiedzi kliku uczestników mitingu AA, w którym uczestniczyłem niedawno i którego, nie powiem - słuchałem z niedowieżaniem. Ludzie mówili tam własnie o bezsilności, o jakiś krokach i choć to wszystko na tym etapie było dla mnie wciąż obce i niezrozumiełe było własnie teraz w mojej głowie. Nie rozumiałem tego... Zrozumiałem, że tym sposobem – nie wygram tej walki. Zrozumiałem, że czym bardziej będę wnikał i próbował „walczyć” z myślami o napiciu się, czym bardziej będę starał się podejmować dyskusję ze „swoim stary ja” – tym pogłębię swój beznadziejny stan. Pomyślałem. Tak jestem bezsilny. Wiem że nie dam rady. Nie walczę. Powiedziałem sam do siebie: Argumentuj sobie. Przekonuj. Lecz ja już na nic nie odpowiem. Leżałem tak, z głową wtuloną w poduszkę. Przykryłem się kocem i jedynym moim pragnieniem było zniknąć. Nie wiem jak to opisać. Czułem zrezygnoanie, wstyd - choć do końca nie wiem przed czym. Czułem strach, czułem nicoś.
Jedno co mogłem, co wiedziałem, co niby nic, a kosztowało wiele – nie odpowiadaj. Nie wygrasz – nie odpowiadaj. Fizycznie całe zajście tak mnie wyczerpało że nie miałem siły się ruszyć. Czułem się jakbym pół dnia pracował ciężko na łopacie. Zacząłem usypiać. W sumie nie czekałem długo. Zasnąłem. Zbudziłem się 6 godzin później. Jak wstałem - było już ciemno. Napięcie trwało. Ale było o wiele mniejsze niż wcześniej. Czułem ból głowy, suchość w ustach, chwilowe rozkojarzenie faktów. Sześć godzi - pomyślałem. Ale mnie zcieło. Usiadłem. Próbowałem dojść do siebie. Zaparzyłem wodę w czajniku. Jeszcze nigdy kubek ciepłej herbaty, garść Earl Grey'a i plaster cytryny nie smakował tak kojąco. Napięcie malało, nie czułem już zagrożenia. Jedynie ból głowy mi przeszkadzał. Powoli dochodziło do mnie co się stało. Z jaką bestią przyszło mi się zmierzyć. Bestię którą sam wychodowałem, którą karmiłem i pielegnowałem. Wiedziałem też jedno... Że wróci. Dziś wygrałem - ale czy będę gotowy w przyszłości...? Czas pokaże - postaram się być gotowy.
Czytając po latach, te słowa mogę śmiało powiedzieć że miałem farta. Kiedyś usłyszałem słowa "że, Pan Bóg zostawił mnie na poprawę" - w które dziś wierzę bo nabierają one innego znaczenia. Dziś wiem, że każden niekontrolowany głód alkoholowy, dla osoby uzależnionej może, ale nie musi skończyć się zapiciem. Ale także wiem że każde zapicie, może skończyć się śmiercią. Niestety życie pokazało, że w przeciągu tych paru lat. Kilku, jak nie kilkunastu moich znajomych, dalszych czy bliższych, ale osób które staneły na moim szlaku trzeźwienia nie wygrało tej walki. Sięgneli po alkohol, przegrali z głodem, a konsekwencją ich wyboru była przedwczesna śmierć. Ktoś spyta, to jakie wnioski po latach ?? Doświadczenie mówi mi jedno. Nie da się wygrać z tą bestią. Zawsze wróci silniejsza, sprytniejsza i bardzo często zaatakuje w momencie kiedy jesteśmy w kryzysie i jesteśmy słabsi. Pracując nad sobą, na poznawaniu siebie, swoich emocji. Pracując nad swoim charakterem, szlifując swoje niedoskanałości, swoją duchowość - mamy, my jako osoby uzależnione, procent szansy na przetrwanie. Nie mówię o wygranej. Ona jest nieosiągalna i takie są zasady tej gry. Mówię o przetrwaniu. Właśnie doświadczenie, przypomina mi o ludziach, którzy na moment poczuli się gotowi zmierzyć ze swoim uzależnieniem, ze swoim alkoholizemm - i ten zmiótł ich w przeciągu kilku miesięcy. Ludzi nie z pierwszej łapanki, ludzi z wiedzą o chorobie i samym sobie. Jest przysłowie, że saper myli się tylko raz w swoim życiu. Mam wrażenie, że czym bardziej poznaję działanie alholizmu i jego wszystkich mechanizmów, mogę śmiało rozszerzyć grono osób, co mylą się tylko raz, a konsekwencję ponoszą do końca życia.
Rafał
codzienne-motywacje.pl
Powyższa ocena jest dla Nas, autorów publikacji informacją zwrotną czy zgadzacie się z Naszą opinią zawartą w artykule. Będzie cennym drogowskazem, informacją oraz motywacją do dalszych praca.
Dzięki Waszemu dobrowolnemu wsparciu jesteśmy w sieci , na Twojeje komórce, na Twoim tablecie czy na komputerze. Każda wpłata, za którą z góry serdecznie dziękuję - to także Twoja cegiełka w budowaniu trzeźwego stylu i sposobu życia.
Bezpieczne wsparcie przez suppi.pl
• nie ma na stronie rozpraszających reklam , jest treść, która jest i ma być łatwo dostępna, • powstają nowe działy np. "Alkoholizm w pigułce" czy "Znalezione w sieci", • cały materiał na stronie jest darmowy , w imię zasady "darmo wziąłeś, darmo oddaj" • utrzymujemy stronę w ruchu w internecie
Codzienne Motywacje, jako portal, gromadzi wiedzę, doświadczenia i przemyślenia osób uzależnionych, ludzi którzy zrozumieli istotę problemu, zatrzymali rozwój choroby i teraz pragną dzielić się swoim doświadzceniem z innymi. Chcielibyśmy podkreślić, że wszystkie treści publikowane na naszej stronie opierają się na autentycznych przeżyciach i doświadczeniach. Nie jesteśmy jednak profesjonalistami w dziedzinie terapii uzależnień. Naszym celem jest tworzenie społeczności opartej na wzajemnym wsparciu i zrozumieniu, gdzie każdy może znaleźć inspirację do dalszego działania.