Rutyna – jak słyszę to słowo to już mnie mierzi, ale ponieważ hołduję zasadzie, że magia, której szukam jest w działaniu, którego unikam, postanowiłam tematowi bliżej się przyjrzeć. Zapytałam więc swoich bliskich o pierwsze skojarzenia z rutyną i nie zawiedli mnie... oto wyniki: nuda, praca, zabijanie kreatywności, brak bodźców do zmiany, sprzątanie, codzienność, przyzwyczajenie, pułapka. W literaturze nie jest lepiej: „nie ma nic gorszego (…) jak popaść w rutynę” czy „rutyna jest jak rdza”. Bardzo optymistycznie nastrajający początek, ale nie poddaję się, szukam dalej i dochodzę do wniosku, że może to kwestia szerokości geograficznej, bo w krajach anglojęzycznych „routine” kojarzy się z czymś nawet przyjemnym. Zatem - skoro komuś może kojarzyć się to dobrze, to mi też może zacząć.
Aby dobrze ugryźć temat rutyny warto pochylić się nad konsekwencją i systematycznością. Tutaj muszę wziąć głęboki oddech i po długiej wewnętrznej walce przyznać, że są one istotne i skuteczne. Moi rodzice nie wozili mnie do szkoły Rolls Roysem (patrz: Victoria Beckham, serial dokumentalny „Beckham”), nie odziedziczyłam po dziadkach kamienic, a jedyne co wygrałam i to wskutek szczęśliwego trafu, a nie mojej pracy (sic!) to koszulka z gazetki Twist w poprzednim wieku …
Pewnego dnia musiałam stanąć w takiej oto prawdzie, że jeśli chcę coś osiągnąć to powinnam zaprzyjaźnić się z rutyną oraz z byciem konsekwentną i systematyczną, ale też przyjąć dobrodziejstwa, które z nich płyną.
mniejsze napięcie
dobrodziejstwo #1
Przełożenie na zdrowie fizyczne - mniejsze napięcie, a mniejsze napięcie to mniej chronicznego (przewlekłego) stresu, czy jeśli ktoś woli – dystresu (dysters to taki stres, który jest niedobry, obciąża nas i przytłacza, w przeciwieństwie do eustresu, który mobilizuje i pobudza). Obniżony stres to niższy poziom kortyzolu. Idąc dalej, skoro już o hormonach mowa, to podejrzewam, że większość z Was spotkała się z pojęciem dopaminy, która bywa nazywana hormonem nagrody. Jest w sposób tak szybki jak i destrukcyjny wytwarzana np. przez wypicie alkoholu, ale organizm wytwarza ją również przez szereg innych, zdrowych i naturalnych rzeczy np. przez wykonane zadanie. Nie ma aż tak dużego znaczenia czy to wyprasowanie całego kosza ubrań czy napisanie artykułu, po prostu zrobienie czegoś od A do Z, odhaczanie z listy zadań.
większa stabilność emocjonalna
dobrodziejstwo #2
Rutynowe działania, jak np. punktualne przyjście do pracy, wykonanie dobrze swoich obowiązków, bycie trzeźwym, troszczenie się o dzieci, gotowanie posiłków – wiem, może stać się nudne, ale po pierwsze jest potrzebne, a po drugie tak samo ważne niezależnie od tego czy robisz to dziesiąty czy setny raz. Co więcej, wiele czynności wykonywanych właśnie rutynowo dopiero nabiera znaczenia. To z kolei przekłada się na większe poczucie kontroli, a kontrola to ważna rzecz. Jako trzeźwa uzależniona mogę śmiało rzec – kto stracił kontrolę (np. nad piciem alkoholu), ten się w cyrku nie śmieje. Autentyczna kontrola nad takim kawałkiem jak swój własny, osobisty dzień w zakresie w jakim to możliwe to większy spokój wewnętrzny. Większe panowanie nad sytuacją sprawia, że zarówno w swoich oczach jak i w oczach innych jesteśmy przewidywalni, godni zaufania. Bycie takim solidnym człowiekiem, o którym mówi się „porządna firma” to chyba całkiem przyjemne, prawda?
wyższa samoocena
dobrodziejstwo #3
Nie tak szybko z tą wyższą samooceną, bo cytując pisarza Maxa Czornyja – dobrze to jest wtedy, jeśli samodyscyplina jest wyższa od samooceny , a dodając już od siebie – jedno i drugie może być tak samo wysokie, ale samodyscyplina jest warunkiem sine qua non (niezbędnym). Jest takie piękne przemówienie Arnolda Schwarzeneggera, w którym mówi między innymi o tym jak powtarzalność i konsekwencja stoją za sukcesem jego i innych ludzi na szczycie. Jasne – nie każdy z nas za wstawanie do pracy, sprzątanie własnego mieszkania i wykonywanie codziennych powinności otrzyma zloty medal za zasługi i dozgonną wdzięczność społeczeństwa, ale też nie dla każdego jest to celem. Poza tym uważam, że koniec końców chodzi właśnie o ten nasz mały kawałek świata, którym jesteśmy my sami i najbliższe nam otoczenie.
By wieczorem stanąć przed lustrem i móc powiedzieć sobie – to był dobry dzień, zrobiłam co do mnie należało.
Charakterologicznie jestem raptusem i lubię jak „coś się dzieje”,a chaos był moim środowiskiem naturalnym, ale takie podejście (przynajmniej w wymiarze zero-jedynkowym) mi nie służy. Korzystniejsze jest dla mnie dawanie czasu czasowi i przekonanie, że rzeczy, które trzeba zrobić po prostu trzeba zrobić (to słowa jednego z kandydatów na prezydenta Polski) i w dodatku robić je konsekwentnie aż wejdą nam w nawyk. Już mi trochę lepiej. Nie mniej, kluczowymi dla mnie pojęciami są pokora i cel, które są dla mojej skromnej osoby jak azymut. Za pokorę przyjmuję równowagę, złoty środek, dostrzeganie palety barw, a nie tylko czerń i biel. Z tego względu zapraszam do lektury drugiego tekstu dotyczącego rutyny, w którym staram się rzucić światło na zagrożenia jakie mogą płynąć ze zbyt rutynowego życia.
Zmierzając ku końcowi i pokrzepieniu serc. Wykonując w kółko te same rzeczy wydaje nam się, że to nudne (bo czasami takie niestety jest) i że nikomu nie robi to różnicy. Robi. Możesz być (o ile już nie jesteś!) BOHATEREM DNIA CODZIENNEGO. Takim rodzicem, który odprowadza dzieci do szkoły i dzielnie idzie do pracy. Księgową, która dopilnowuje, żeby w dokumentach było jak w pudełeczku. Kucharzem, którego danie jest najlepsze jak potrafi, nawet gdy ma zły dzień. Pracownikiem, który nie bierze urlopu na żądanie bo dzień wcześniej przesadził z alkoholem. Osobą, która codziennie dba o dom, samopoczucie bliskich i swoje. Może trochę pompatyczne zakończenie, ale hej! Dlaczego miałoby takie nie być? Może właśnie Tobie i właśnie dzisiaj było potrzebne, żeby to przeczytać.